Co to jest? Dreszcz? Raczej nie. Dreszcz to emocje, ale jeśli coś miałoby się zaraz stać. Najlepiej ekscytującego. Nie, to nie to. Może bardziej pewien rodzaj ciekawości? Trochę tak. Ukraina, odkąd stała się w mediach tematem numer jeden, chce być poznawana. Pragniemy wiedzieć więcej. Jak tam jest? Skąd oni są? Jacy są? Dokąd zmierzają? Kusi nas, by poznać najbardziej to, o czym w gazetach nie napiszą.
Tak właśnie zatytułowana jest książka Tarasa Prochaśki, dziennikarza i pisarza, z wykształcenia botanika.Ten ostatni fakt być może nie pozostaje - w kontekście jego najnowszego tomu prozatorskiego - bez znaczenia. Prochaśko jest bowiem botanikiem prozy, a to zobowiązuje nie tylko do pielęgnacji rodzimego ogródka, ale również do regularnego zasiewania niepokoju.
Ukraina zdaje się na początku tylko pretekstem do rozważań w Stasiukowym czy Vargowym stylu - czyli dotykania rzeczywistości zgniecionej melancholią doświadczenia zapisanego raz to w osobistej, raz to w zbiorowej pamięci. Zamiast wielkiej polityki i fundamentalnych rozważań o sytuacji ekonomicznej czy jasnych diagnoz kulturowych, trafiamy na drobiazgi czy pamiątki, a także luźne skojarzenia - o wielkiej jednak mocy rażenia wyobraźni. Tak dużej, że z tych okruchów czy obrazków powstaje dzieło.
Cały zbiór prozatorski Prochaśki (składają się na niego cztery części: "Omerta", "Nieredagowany notes", "Prywatne lekcje ukrainoznawstwa", "Tysiąc miejsc i słów") zaczyna się od następującej metafory:
"Ten kraj przypomina biesagi.Takie porównanie nie stawia Ukrainy, przyznajmy, w dobrym położeniu. Ale to problem pragamatyków. Romantycznie zaprawiony autor uzna to za wyzwanie literackie. I pozwoli się prowadzić przez kolejne skojarzenia: kraju jako zawieszonego na nitce jabłka, które trzeba ugryźć bez pomocy rąk; życia tam jako zarośniętej poręby; czy dwuwiary, przy okazji której Prochaśko pisze tak:
Biesagi jakiegoś wiecznego tułacza, uciekiniera, wędrowcy, który cały dobytek nosi ze sobą, zabierając jeszcze po drodze, co się trafi, wrzucając w te właśnie biesagi".
"Ceni się tu działalność i wysiłek, nie dotyczy to jednak pracy nad sobą.Jeśli nie wiara w siebie, to w co? W magię - podrzuci odpowiedź Prochaśko, snując rozważania o kraju wiedźm czy kulcie krzywd. Swoją drogą - bo to chyba dobry moment, by to stwierdzić - część refleksji o naszym wschodnim sąsiedzie wyjaśni, przynajmniej poniekąd, skąd polsko-ukraińskie braterstwo. Poza tym jeden z rozdziałów kończy się na deklaracji, pod którą i my moglibyśmy się pewnie podpisać:
Lepiej się miotać, dogadywać, prosić, nadmieniać, coś wypraszać, wymagać, czegoś się doczekiwać, niż zrobić cokolwiek z samym sobą".
"Warto pamiętać, że dużo się u nas pije".
Czarne, Wołowiec 2014. |
Pytanie: co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.