środa, 12 listopada 2014

Anna Fryczkowska: "...gdy spokój zostaje zakłócony"

ANNA FRYCZKOWSKA, autorka "Kurortu Amnezja" w rozmowie o półżywych bohaterkach, zabawie podczas pracy, Adamie i Ewie oraz o własnym pokoju.

ANNA FRYCZKOWSKA
(c) Monika Motor
MARCIN WILK: - Zastanawiam się, jak właściwie doszło do napisania "Kurortu Amnezja". Chodzi mi o pierwszy obrazek – co tam było?

ANNA FRYCZKOWSKA: - Dziewczyna patrzy w lustro i nie poznaje swojej twarzy. Co gorsza: twarz, którą widzi, wcale jej się nie podoba. A jeszcze gorzej, że zaraz ma przyjechać do niej narzeczony, którego ona się boi. Może dlatego, że nie zna go prawie wcale.

Nie ma jednak nikogo bliższego. A może ma? Bo już najgorzej, że wszystko, co ta dziewczyna wie o świecie, o sobie samej, dociera do niej za pośrednictwem owego narzeczonego. Na ile to przekłamany obraz? Kim jest ona prawdziwa? Nie ma pojęcia, bo jej pamięć liczy sobie tylko dwa miesiące. Zapomniała kim była, co robiła przed wypadkiem. Zapomniała nawet, co lubiła.
Od takiego właśnie obrazka zaczęła się ta książka.

- A skąd pomysł na Brzegi? Próbowałem odszukać je na Googlach, ale znalazłem tylko Brzegi niedaleko Krakowa. One, tzn. te Brzegi książkowe, istnieją w rzeczywistości? 

- Brzegi to miejsce pomiędzy Rowami, Łebą, Dębkami i paroma jeszcze innymi kurortami nadmorskimi, które w lutym pozostają w stanie półżycia. Nawet Sopot nabiera wtedy szarawej cery zombiego. Półżywe miasteczko, a w nim półżywe bohaterki. Jedna półżywa, bo świeżo owdowiała. Druga – bo zmarła cała jej pamięć.

- Podczas czytania balansowałem na granicy dobrej zabawy (tropienia użytych konwencji) a przerażeniem związanym z tym, że jednak nie wiedziałem, co będzie za chwilę. 

- Oj, tak, z radością bawiłam się w Kurorcie Amnezja miksowaniem różnych popkulturowych tropów. Bo sama amnezja przecież to ulubiony chwyt z telenoweli. Małe miasteczko, do którego przyjeżdża osoba owładnięta myślą o zemście – western. Odludne wydmy, uroczysko, sąsiedztwo pełne dziwnych lokatorów – powieść gotycka. Tanatos i Eros – konik ZYGMUNTA FREUDA, który lubił przeciwstawiać destrukcję popędowi życia. W tym duchu chciałam więc zrównoważyć dużą liczbę realnie opisanych zwłok jakąś dosadną sceną erotyczną.
Co ciekawe, cielesność seksu okazała się dla wielu czytelników bardziej bulwersująca niż cielesność śmierci.

- Ciekawi mnie, czy FRYCZKOWSKA wie od początku, jak ta historia się potoczy. A może to jest tak, że różne tropy uwodzą podczas pisania i bohaterki uciekają, czasem idą w niespodziewaną stronę?

- Jako dziecko nie umiałam uwierzyć, że naprawdę będę miała tylko jedno życie. Na szczęście trochę przed tym uciekłam – mam tyle żyć, ile sobie wymyślę w książkach.
Z pasją więc rzucam bohaterkom kłody pod nogi, podsuwam im ludzi, zabieram im ludzi, dodaję im bolesnych wspomnień, mnożę traumy, odbieram pamięć, pokrzepię obecnością zwierzaka i patrzę, jak sobie poradzą. Czasem się zastanawiam, czy Bóg (Bogini?) tam, na górze, nie zabawia się z nami w podobny sposób.

- Tu muszę nieco doprecyzować pytanie poprzednie o bohaterów: FRYCZKOWSKA, zauważyłem, dość mocno tropi zagadkową dla wielu kwestię zła i przemocy. Zwłaszcza w wykonaniu kobiecym. Kusi, by spytać, jak kulturowa płeć determinuje społeczną stronę tego fascynującego zjawiska jakim jest "przemoc" czy "zemsta"? 

- Przemoc, zwyczajowo przypisywana mężczyznom, jak wszystko, co zwyczajowo przypisuje się mężczyznom, staje się ostatnio również terenem kobiet. A świat szczęśliwie nie jest dwubiegunowy: czarno-biały ani kobieco-męski, tylko składa się z różnych odcieni szarości. Zajmuję się analizowaniem tych odcieni.
Kobieta od wieków była w literaturze, mam tu na myśli głównie literaturę popularną, zdobyczą, pokusą, nagrodą, łupem, ofiarą. Mężczyzna zdobywał, bronił, karał. A ja lubię zamieniać te role. Czasy się zmieniają, ale powoli, natomiast we wszechświecie, który tworzę, sama panuję nad tempem zmiany.

- A w ogóle – to pytanie z serii pytań warsztatowych – FRYCZKOWSKA-autorka nawiązuje relacje ze swoimi bohaterami/bohaterkami? Dyskutuje z nimi podczas pisania, dyscyplinuje je, czy są one wykonawcami po prostu pewnych z góry narzuconych założeń? 

- Zawsze wiem, skąd idę z fabułą, dokąd i którędy. Wiadomo jednak, że na kurczowym trzymaniu się zasad przejechało się już wiele osób, nie tylko w literaturze, ale i w życiu. Więc nie trzymam się kurczowo. Zdarza się, że bohaterka ma lepszy pomysł na siebie, niż planowałam.
Z drugiego zawodu jestem scenarzystką, więc bawi mnie też umieszczanie w tekście tak zwanych suspensów, zawieszeń, które zmuszają do dalszego czytania. Kiedy piszę, mam władzę nad czytelniczką: nie, jeszcze nie odłożysz książki. Jeszcze nie. Zarwiesz tę noc.

- Interesują mnie relacje między bohaterkami a bohaterami. Oraz pojęcie władzy. FRYCZKOWSKA kreśląc perypetie swoich bohaterek dużo myślała w tych właśnie kategoriach – genderowo, społecznie i kulturowo naznaczonych?

- Wszyscy tak myślimy. Społeczeństwo wyraźnie daje do zrozumienia, czego wymaga od kobiety, czego od mężczyzny, czego od dziecka, a czego od starca, czego od prezesa wielkiej korporacji, a czego od policjanta (od policjantki tego samego, co od policjanta, tylko powinna jeszcze ładnie wyglądać, najlepiej w butach na słupku). Zastanawianie się nad rolami, w które zostaliśmy wtłoczeni, to ciekawa rozrywka.
Czy musimy iść drogą, którą nam wyznaczono? A jeśli można inaczej? Czy inaczej oznacza lepiej?
Zawsze jednak warto zmienić koleiny, w które nas wstawiono. Przynajmniej w myśleniu.

- Czy autorka thrillerów psychologicznych w ogóle czyta sporo thrillerów psychologicznych? A może ceni i inspiruje się też filmami?

- Przez pierwszą książeczkę (taką chudziutką, z serii Poczytaj mi, mamo) przebrnęłam samodzielnie w wieku lat 4,5, a potem już poszło z górki. Czytam dużo, nie ograniczam sobie gatunków, bywa i poezja, bywa kryminał, bywa literatura wyższa, popularnonaukowa, ostatnio grasuję w klimatach neowiktoriańskich (Czerwony płatek i biały Fabera; Sarah Waters). A jeśli chodzi o thrillery psychologiczne podbarwione kryminałem, to na szczycie mojej listy rezydują ostatnio Kate Atkinson, Karin Fossum, Denise Mina. Z Polek – Joanna Jodełka, mistrzyni pokrętnej psychologii, i Gaja Grzegorzewska, świetna w zabawie motywami z popkultury.
Ale że popkultura to plątanina, mnożąca się w jednym wielkim gruppenseksie, większy chyba jeszcze wpływ mają na mnie serialowe opowieści. Breaking Bad, Detektyw, Fargo, Luther, Tajemnice Lake Top. Tak chciałabym opowiadać, nieoczywiście, ale dobitnie…

- Z książki nie wynika jednoznacznie, że pamięć to coś OK. Zastanawiam się, czy nie przeceniamy jej roli – przecież ona tyleż jest zbawienna, co blokuje czasem swobodę ruchów w życiu późniejszym. Jaki właściwie FRYCZKOWSKA ma pogląd w tej sprawie?

- Pogląd w tej sprawie opisałam na czterystu stronach "Kurortu Amnezja". Ale jeśli miałabym się skracać: to, co boli, jednocześnie nas formuje. Cierpienie jest ceną świadomości.
Ta myśl początkami sięga do opowieści o Adamie i Ewie. Lepiej wiedzieć więcej, pamiętać więcej, czy lepiej mniej, ale siedzieć w raju? Ewa z Adamem wybrali za nas. To dar czy ciężar?

- Myślę, że to dobry moment, by wrócić do pytań genderowych: jak autorka ocenia sytuację kobiety (bohaterek) na rynku współczesnej powieści obyczajowo–kryminalnej? 

- Rynek czytelniczy to przede wszystkim kobiety, pisarze to przede wszystkim pisarki. Natomiast krytycy oraz autorzy nagradzanych powieści to przede wszystkim mężczyźni. Czy kobiety piszą gorzej? Nie. Kobiety piszą więcej, więc jest z czego wybierać. Natomiast są mniej doceniane.
Czy kobiety piszą inaczej niż mężczyźni? Czy to, że krytycy–mężczyźni rzadko recenzują powieści pisanych przez kobiety, jest kwestią zastosowanej przez autorki poetyki, problematyki czy też żeńskim brzmieniem nazwiska na okładce? I dlaczego niektórym paniom się wydaje, że gdy napiszą na okładce „mocna, męska proza” to komplement? Na ile „mocna, kobieca proza” brzmi gorzej?
Nie mam odpowiedzi na te pytania, ale pytania też są twórcze.

- FRYCZKOWSKA–autorka jest kobietą docenianą właściwie? Ma "własny pokój" do pisania, spokój gwarantowany przez otoczenie? Może się zajmować teraz tylko tym, co lubi i kocha? (o ile lubi i kocha)

- Jakiś czas temu najemcy opuścili kawalerkę, która do nas należy. Zrujnowali ją totalnie, więc
wyremontowawszy ją, czekam z wynajmem, aż wyleczę zawiedzione zaufanie. Na razie co rano chodzę tam z laptopem. Cztery gołe, białe ściany. Stół na kółkach. Krzesło. Ekspress do kawy. Sprzęt muzyczny i parę płyt. Natomiast nie ma internetu. Nie ma pokus. Nic nie ma. Poza poczuciem tymczasowości, które czyni czas tam spędzany tym cenniejszym.
Jako zwierzę terytorialne, okupuję również nasz domowy gabineto-salon, z kilkoma tysiącami książek na półkach, z dwoma kotami na kanapie, psem pod biurkiem, kultowym fotelem RM58, o którym marzyłam, od kiedy zobaczyłam go na wystawie Rzeczy Pospolite w Muzeum Narodowym w Warszawie, z obrazami mojego męża i mojej córki, z biurkiem wielkości lotniska w Modlinie, na którym piętrzą się stosy prasy, książek, płyt DVD. Tak, mam tam spokój. Ale najlepsze pomysły rodzą się wtedy, gdy spokój zostaje zakłócony. Syci i szczęśliwi nie mają o czym pisać.

2 komentarze:

  1. Świetne!
    Wywiad pochłonął mnie do tego stopnia, że za chwilę idę szukać książki Anny Fryczkowskiej. Już wiem, że to będzie pasjonująca przygoda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się bardzo cieszę. W imieniu Autorki przede wszystkim i odrobinę także swoim. ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.