Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eliot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eliot. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 listopada 2013

Głowackiego pogląd na Wałęsę

"Kiedy się mój parkingowy dowiedział, że piszę scenariusz o Lechu Wałęsie, zapytał: - Panie Januszu, Bolek czy nie Bolek?" - wspomina w książce "Przyszłem" Janusz Głowacki.

Świat Książki, Warszawa 2013.
Więc: Bolek czy nie Bolek? "Muszę się przyznać, że ja, jako ja, to ja osobiście, jak mawiają nasi parlamentarzyści, to może nawet bym wolał, żeby był. Z wyrachowania, boby mi się lepiej pisało". A był? - dopytamy, wcielając się w rolę parkingowego (nie wiadomo w sumie czemu parkingowy - prezesi przecież też zadają często to pytanie). Nie pada odpowiedź. Janusz Głowacki ucieka w anegdotę. Czy to źle? Nie, zupełnie nie. Zwłaszcza, że puenta w tym rozdziale - a tak się składa, że jest to rozdział początkowy - brzmi: "Ryszard Kapuściński napisał, że dramatem ludzi wybitnych jest to, że przyciągają uwagę miernot". I jest to puenta wyrazista. Oraz mocna.

Upraszczając: Głowacki tak już ma. Anegdota wielce powabna, która niepostrzeżenie przechodzi w puentę. I, dalej pozostając w trywialnej poetyce, daje do myślenia.

Kolejny rozdział książki "Przyszłem" musi więc być o immanentnej cesze Wałęsy: niekonsekwencji. Głowacki powołuje się tu na Montaigne'a, Franciszka (tak - tego Franciszka, papieża) i od razu, przy okazji, na Dostojewskiego, a nawet na Michnika i T.S. Eliota. Każdy z nich, jak się okazuje, coś ma do powiedzenia w sprawie Wałęsy.

Potem - następne rozdziały - już jest bardziej chronologicznie. Głowacki opisuje pierwsze spotkanie z Wajdą na temat Wałęsy, przypomina "dokonania a propos" swoje ("Moc truchleje") i reżysera ("Człowiek z żelaza"), charakteryzuje stosunek do pokazywania klęski ("Ja się przyznaje, że jak widzę dokument ze Stoczni, to zmieniam kanał"), zdradza pierwsze pomysły na fabułę ("Szukanie prawdy w stylu 'Obywatela Kane'a przez, powiedzmy, amerykańskiego dziennikarza, też już okropnie zgrane").