![]() |
Świat Książki, Warszawa 2013. |
Upraszczając: Głowacki tak już ma. Anegdota wielce powabna, która niepostrzeżenie przechodzi w puentę. I, dalej pozostając w trywialnej poetyce, daje do myślenia.
Kolejny rozdział książki "Przyszłem" musi więc być o immanentnej cesze Wałęsy: niekonsekwencji. Głowacki powołuje się tu na Montaigne'a, Franciszka (tak - tego Franciszka, papieża) i od razu, przy okazji, na Dostojewskiego, a nawet na Michnika i T.S. Eliota. Każdy z nich, jak się okazuje, coś ma do powiedzenia w sprawie Wałęsy.
Potem - następne rozdziały - już jest bardziej chronologicznie. Głowacki opisuje pierwsze spotkanie z Wajdą na temat Wałęsy, przypomina "dokonania a propos" swoje ("Moc truchleje") i reżysera ("Człowiek z żelaza"), charakteryzuje stosunek do pokazywania klęski ("Ja się przyznaje, że jak widzę dokument ze Stoczni, to zmieniam kanał"), zdradza pierwsze pomysły na fabułę ("Szukanie prawdy w stylu 'Obywatela Kane'a przez, powiedzmy, amerykańskiego dziennikarza, też już okropnie zgrane").