poniedziałek, 30 września 2013

Sontag o życiu między słowami

Drugi tom dzienników Susan Sontag David Rieff zatytułował "Jak świadomość związana jest z ciałem". Dobry to cytat, choć, prawdę powiedziawszy, czasem te notatki wydają się zapisem nieświadomości i czegoś, co jest poza cielesnością.
Przeł. Dariusz Żukowski, Karakter, Kraków 2013

Fakt, dramatycznie i fabularnie rzecz biorąc, zaczyna się bardzo cieleśnie. Maria Irene Fornes, niedawna partnerka autorki (drugi tom zaczyna się od roku 1964), to raczej wiele złej energii, która obezwładnia emocjonalnie Sontag. "Nie czerpię z tego żadnych korzyści – żadnej radości, tylko cierpienie. Dlaczego to ciągnę?
Ponieważ nie rozumiem. Nie zaakceptowałam w pełni zmiany, jaka zaszła w Irene. Myślę, że wciąż mogę odwrócić jej skutki – dowodząc, pokazując, że jestem dla niej dobra.
Lecz odrzucić mnie jest dla niej równie konieczne – jak dla mnie konieczne było lgnąć do niej". Szybko jednak, po kilku stronach, dowiemy się, że i inne obszary, a jakże, absorbują narratorkę. "Mam szersze horyzonty jako człowiek niż jako pisarka. (W wypadku niektórych pisarzy jest odwrotnie). Tylko niewielka cząstka mnie nadaje się do przekształcenia w sztukę". Ten rytm, rozważań dotyczących relacji z innymi, i definiowania swojej tożsamości, będzie w tych zapiskach w miarę stały.

Susan Sontag pisze o wszystkim, chociaż często są to dramatyczne zapiski. Zwłaszcza gdy mowa o życiu. Ale, jak słusznie zauważył David Rieff, redaktor dzienników i zarazem syn autorki, na ogół sięga się po pióro w momentach, gdy nie wszystko idzie tak, jak należy. Człowiek pisze, gdy życie nie dostarcza radości ani pozytywnych uniesień. Gdy dzieją się dobre rzeczy, na ogół nie mamy czasu na literaturę. Coś w tym jest i potwierdzą to pewnie wszyscy zajmujący się twórczością. Z drugiej strony po zapiskach Sontag widać wyraźnie, że przygotowywanie się do pisania stanowiło dla autorki niebywałą frajdę. Gromadzenie materiałów, kompletowanie skojarzeń, cyzelowanie tematu - ślady tych działań zachowane są właśnie na kartach dzienników. Nie ma w tym tragedii. Raczej czuje się szczęśliwą krzątaninę.

piątek, 27 września 2013

Baśń 2.0

Kocha smoki, potwory, gobliny i insekty. I nie zawaha się ich użyć w swoich książkach. Tony DiTerlizzi, nowa gwiazda na mapie baśniowych hitów książkowych.

Eva Dziewięć wyrusza na misję

"Jeśli chcesz, aby twoje dzieci były inteligentne, czytaj im baśnie. Jeśli chcesz, aby twoje dzieci były bardziej inteligentne, czytaj im więcej baśni" - głosi Albert Einstein w motcie, które DiTerlizzi umieścił we wstępie do książki "CzarLa. Poszukiwacze" (Znak Emotikon). I od razu zaraz snuje swoją ponurą, zgodnie z poetyką baśni, opowieść. I od razu też, niemal od pierwszej strony, zaskakuje.
T. DiTerlizzi, "CzarLa. Poszukiwacze", Znak Emotikon, Kraków 2013

Bo deklarowane potwory wcale tu nie straszą. Przynajmniej na początku. Najpierw jest człowiek. Ledwie żywy. I wyraźnie samotny. Oto Eva Dziewięć, która umiera. Ukąszenie węża może być śmiertelne i nic nie umie na to poradzić nawet jej najlepszy pomocnik, omnipod. Trzeba też uruchomić IPM, czyli Indywidualną Pomoc Medyczną. Ale czy to wystarczy? Obeznana w technice, znająca niemal wszystkie kody do Sanktuarium (niemal - bo w kluczowych momentach okaże się, że jednak ta wiedza nie będzie aż tak bardzo praktyczna - pomocna okaż się natomiast żywa istota), ma nawet obok siebie opiekuńczą Mat. Ale i ona może być, hm, wadliwa. I wtedy Eva Dziewięć zdania jest na samą siebie. I na mówiące nie do końca zrozumiałym językiem stwory.

czwartek, 26 września 2013

Wajda vs. Wałęsa

"Wałęsa. Człowiek z nadziei", biograficzny film w reżyserii Lecha Wałęsy, jest OK. Jak na tak trudny temat, naprawdę nie był zły. Chociaż, czy nie mógł być lepszy?

Fot. Wojciech Wandzel www.wandzelphoto.com dla KBF
Z narracjami biograficznymi często jest problem, bo trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie "jak?". Kwestia ta jest szczególnie trudna, gdy postać jest idolem. Albo jest kontrowersyjna. Przed takim właśnie ciężkim zadaniem stanął Andrzej Wajda, a właściwie Janusz Głowacki, który napisał dla polskiego reżysera scenariusz o legendzie "Solidarności". Jak potraktować postać? Co wybrać? Jak zakreślić ramy czasowe i fabularne?

U Głowackiego akcja dzieje się zasadniczo na początku lat 80., w okresie największej rewolucji społecznej w socjalistycznej Polsce i strajków w Stoczni Gdańskiej, gdzie pracował Lech Wałęsa. Osnową jest wywiad z liderem "Solidarności". Przeprowadzała go Oriana Fallaci. Przenikliwa, błyskotliwa, bezkompromisowa Włoszka wyraźnie jest zdystansowana do przywódcy. Zadaje proste, ale zarazem najtrudniejsze pytania. On jest podenerwowany, ale też pyszałkowaty. Dialog pomiędzy królową wywiadu prasowego a legendą przewrotu w Europie jest pełen napięć. Zupełnie jak sytuacja na początku lat 80. w Polsce.

Tyle że historia w filmie Wajdy, ta wielka, wpleciona jest w codzienność. Nie ma nudnawych panów premierów, pierwszych sekretarzy i innych niezmiernie ważnych postaci. Są za to zapisy na meble, odpadające kółko od wózka dla dziecka, podwyżki cen marmolady i kawy. Oraz zwyczajna rodzina robotnicza. Danuta i Lech - Głowacki cofa akcję do początku lat 70. - dopiero się urządzają. Tworzą tradycyjny dom, gdzie on zarabia pieniądze, ona pracuje na kilku etatach za darmo - sprząta, gotuje, myje, pierze, ogarnia wszystko, co się da. I, oczywiście, zapewnia obsługę psychologiczną i emocjonalną męża. "Zbuntuje się kiedyś pani?" - pyta w filmie Danutę Wałęsę dziennikarz. "No tak, no tak, oczywiście, że się zbuntuje" - ona odpowiada z przerysowaną złością, by po chwili uśmiechnąć się i powiedzieć niczym zaklęcie: "Ale będzie dobrze. Będzie dobrze".

wtorek, 24 września 2013

Stephen King znowu przeraża

Wydając powieść "Doktor Sen", Stephen King nie tylko napisał błyskotliwą kontynuację "Lśnienia". Zrobił coś więcej. Wszystko bowiem zapowiada, że przyćmił legendarną ekranizację swojej bestsellerowej książki. 

Stephen King, "Doktor Sen", przeł. Tomasz Wilusz. Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Opublikowane po raz pierwszy w 1977 roku "Lśnienie" (w Polsce w roku 1990) to było coś.
Przerażająca atmosfera, psychoza, tajemnica i narastające napięcie.

W pewnym hotelu, położonym wysoko w górach, Jack Torrance z żoną i małym synkiem zostają zamknięci, by dopilnować posiadłości. Jack jest pisarzem, ale praca niezbyt mu idzie. Pobyt w hotelu ma mu pomóc. Dzieje się jednak zupełnie inaczej. Syn, Danny, wykazuje się zdolnościami parapsychicznymi, a w hotelu wyczuwa się jeszcze czyjąś obecność.

Na kanwie tej opowieści Stanley Kubrick nakręcił kinową wersję książki, ze swoim reżyserskim scenariuszem, choć pod tym samym tytułem. Filmowe "Lśnienie", na co wskazywali fani, różniło się w wielu miejscach od powieściowego oryginału. I choć ekranowa postać horroru spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, ba, przerodziła się w legendę i okazała jednym z najlepszych filmów w dorobku twórcy, to King nie był zadowolony. Pisarz nie tylko filmu nie lubił, ale również najwyraźniej drażnił go fakt, że Kubrick niejako przechwycił wymyśloną przez pisarza historię.

poniedziałek, 23 września 2013

Wiesław Myśliwski o tym, co mija

Nie mylą się, ci którzy twierdzą, że Wiesław Myśliwski napisał "powieść totalną". W "Ostatnim rozdaniu" autor faktycznie podejmuje się najtrudniejszego. Powiedzenia wprost, że życie mija, a my na to mamy niewielki wpływ.



Zaraz na początku książki przejmujący obrazek. Główny bohater przegląda notatnik. Zaczyna od litery A. Tutaj pełno tajemniczych już nazwisk i imion. Kim oni byli? Co znaczyli? I, jeśli nie pamięta, to czy może wymazać? Przeszłości jednak nie da się wytrzeć gumką. Przynajmniej nie w "Ostatnim rozdaniu", w którym bezimienny bohater co chwilę odwołuje się do tego, co minęło. I co ma za sobą.

A ma wiele. Na przykład Marię, z którą kiedyś łączyło go uczucie. Albo psa Oskara, foksteriera. Po nich, po Marii i Oskarze, już nie pokochał żadnej kobiety, już nie miał żadnego psa. Rezygnacja pojawia się także w odniesieniu do innych sfer życia bohatera "Ostatniego rozdania". Wartością, która pchała go ku takim wyborom, była wolność. Stąd nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca, z niczym się nie związał na stałe, niczego nie rozwinął do końca, nawet swojego talentu.

Bez sensu?

piątek, 20 września 2013

Muzyka książkowa: Clannad || po 15 latach

15 lat to wcale nie tak mało. A tyle właśnie minęło od wydania ostatniego albumu irlandzkiego zespołu Clannad. Dzisiaj ukazała się ich nowa płyta "Nadur" (Arc Music, 2013). To chyba dobra okazja, by zainaugurować opowieść o muzyce, która często towarzyszy podczas czytania.


Clannad pojawił się w moim życiu przy okazji serialu o Robin Hoodzie. To właśnie oni, piątka muzykalnych Irlandczyków, nagrali popularny motyw przewodni, a także ścieżkę dźwiękową do telewizyjnej produkcji. Delikatne, momentami mroczne dźwięki zapadały w pamięć. I prowokowały do dalszych poszukiwań. Stąd już był tylko krok do słynnej Enyi, czyli Eithne Brennan, która przez krótki czas zaczynała swoją karierę w Clannad.

czwartek, 19 września 2013

Konkurs z Matrasem: Marek Krajewski || 5 egzemplarzy

12 września pojawiła się nowa książka Marka Krajewskiego. Z tej okazji autor jeździ obecnie po kraju i rozmawia o "W otchłani mroku" (Znak, 2013) ze swoimi czytelnikami. Zawita także i do Krakowa, 25 września, gdzie o godz. 18 w księgarni Matras przy Rynku Głównym 23 będziemy rozmawiać. W imieniu swoim i Marka Krajewskiego serdecznie zapraszam.

Przy okazji, przeglądając swoje książki, uświadomiłem sobie, że mija właśnie dokładnie 10 lat, odkąd się po raz pierwszy z Markiem Krajewski spotkałem. Działo się to przy okazji wywiadu na temat pewnej książki, której tytułu nie mogę teraz zdradzić, bo będę o niego pytał za chwilę w konkursie. :-)


Z książki, w której w 2003 roku wpisał się Marek Krajewski, pochodzą trzy następujące cytaty:

środa, 18 września 2013

Jerzy Pilch: Wiele demonów || niemal 500 stron

Zwlekałem z przeczytaniem ostatniej książki Jerzego Pilcha. Teraz już wiem dlaczego. "Wiele demonów" (Wielka Litera, 2013) to kawał dość ponurej prozy. Ponurej chociaż i zabawnej. Na swój, Pilchowski, sposób.


Rzecz dzieje się w latach pięćdziesiątych. W okolicach, to rzecz tu oczywista, Śląska Cieszyńskiego. Stalin już nie żyje. Na szczęście. Ale unosi się ciągle duch. U Pilcha oczywiście nie tylko Stalina duch się unosi, wiele duchów tu się przewija, oplata i dotyka bohaterów. Wiele demonów.

Bo życie duchowe bohaterowie o dziwacznych nazwiskach mają, to trzeba im przyznać, bogate. Autor zresztą jest znakiem rozpoznawczym dla obfitej egzystencji wewnętrznej, wyobraźni rozbuchanej, takoż i języka, który oplata nas niczym wspominane duchy. Czy też demony.

wtorek, 17 września 2013

Joel Dicker: Prawda o sprawie Harry'ego Queberta || 700 tys, egzemplarzy

Wygląda na to, że będziemy mieć kolejny hit. Książka "Prawda o sprawie Harry'ego Queberta" (Albatros/Kuryłowicz, 2013) Joela Dickera w ciągu kilku miesięcy od premiery sprzedała się we Francji w nakładzie 700 tys. egzemplarzy, a prawa do przekładów zostały sprzedane do 30 krajów. W tym także i do Polski.


Niejaki Marcus Goldman, sławny pisarz, zapada na niemoc twórczą. Blokada przeszkadza mu w dokończeniu książki, nad którą pracuje. Nie pomaga szef wydawnictwa, który - standard! - zapowiada bolesne konsekwencje finansowe w wypadku, gdy Goldman tekstu nie dostarczy. Ale Goldman nie poddaje się tak łatwo i o pomoc zwraca się do swojego mentora i przyjaciela, pisarza Harry'ego Queberta. Ten jednak zostaje aresztowany i oskarżony o zabójstwo nastoletniej dziewczynki. Marcus staje przed nowym zadaniem. O wiele trudniejszym niż dokończenie tekstu.

poniedziałek, 16 września 2013

Lech Wałęsa || premiera 21. września

Na 23 października zapowiedziana jest premiera nowego tomu Janusza Głowackiego (Świat Książki, 2013). Będzie to opis pracy nad scenariuszem do filmu w reżyserii Andrzeja Wajdy "Wąłesa. Człowiek z nadziei". Ale jak łatwo się domyślić, będzie to książka nie tylko o tym.

Janusz Głowacki i Andrzej Wajda || © zimbio.com
Wydawca na razie jest dość powściągliwy w informowaniu o tym, co jest w środku. Z prasowych przecieków dowiadujemy się jednak, że "Jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy" będzie także "o pisaniu i o kręceniu, o Wajdzie i o Wałęsie, o Polakach i o Polsce". Znając, nazwijmy to, specyficzny ton wypowiedzi Głowackiego, możemy dostać smakowitą rzecz.

Chociaż nie wiadomo.

niedziela, 15 września 2013

Laurence Rees: Złowroga charyzma Adolfa Hitlera || po roku 1939

O tym, że Hitler nie żartował dowodzą lata 30. i, potem rzecz jasna, atak na Polskę, który rozpoczął drugą wojnę światową. W latach 40. miał nadejść czas jego triumfu, o czym Laurence Rees pisze w rozdziale swojej książki "Złowroga charyzma" zatytułowanym "Charyzma i nadmierna pewność siebie".

Po kapitulacji Francji 6 lipca 1940 roku Hitler powrócił do Berlina, gdzie sceny radości graniczyły z histerią. Setki tysięcy berlińczyków tłoczyły się na ulicach, aby go powitać. Dzieci w wieku szkolnym wspinały się na latarnie, aby zobaczyć Fuhrera.

Fot. enzdog.wordpress.com
Atak na Francję i zestawienie "przegranego" Paryża z "wygranym" Berlinem dodały Hitlerowi pewności siebie. Na spotkaniach z dowódcami chodził jak paw. Był pewien, że klęska Wielkiej Brytanii to kwestia czasu. A ta wygrana oznaczać miała automatycznie wygraną całej wojny.

Rees pisze, że uderzał kontrast między "olbrzymią wiarą wielu Niemców widzących w Hitlerze wodza, który poprowadzi ich do zwycięstwa, a jego zupełną niezdolnością przekonania Brytyjczyków i Amerykanów, że Niemcy już wygrali wojnę".

Dlatego też Hitler postanowił zaatakować Wielką Brytanię przez... Związek Radziecki.

Niemcy (...) 22 czerwca 1941 roku pomaszerowali na Związek Radziecki, dokonując największej inwazji, jaką zna historia. Była to decyzja często wciąż uważana za najbardziej przekonujący przykład potężnej roli charyzmy Hitlera. Jak inaczej, wedle powszechnego mniemania, mógł on przekonać swoich generałów do zrobienia czegoś tak szalonego jak wypowiedzenie wojny Stalinowi?

sobota, 14 września 2013

Laurence Rees: Złowroga charyzma Adolfa Hitlera || do roku 1939

O Hitlerze napisano całe biblioteki. Zasłużył? To oczywiście pytanie retoryczne. W książkach chodzi zresztą na ogół ciągle o to samo. O odpowiedź na pytanie "jak to się stało?". Nie inaczej jest w przypadku "Złowrogiej charyzmy Adolfa Hitlera" (Prószyński i S-ka, 2013) pióra Laurence'a Reesa.






Punktem wyjścia u Reesa jest charyzma jako taka. Czyli rodzaj namaszczenia, które sprawia, że inni podążają za daną osobą. Bo w sumie nie ma wątpliwości: Hitler był charyzmatyczną postacią. Ale im bardziej wchodzimy w szczegóły, tym bardziej ów charyzmat staje się kłopotliwy. Tych szczegółów  dotyczy analiza pióra historyka nazizmu.


Na pierwszy rzut oka Adolf Hitler w najmniejszym stopniu nie przypominał przywódcy: niezdolny do zwykłej ludzkiej przyjaźni ani do intelektualnej debaty, przepełniony nienawiścią i uprzedzeniami, nieumiejący kochać i "samotny", był bez wątpienia "jako postać ludzka żałosny".
Rees pisze, że, gdy Hitler miał 24 lata, nic nie wskazywało, że zostanie kiedyś przywódcą Niemiec. Malował obrazki sprzedawane turystom odwiedzającym Monachium. Wynajmował pokoik od krawca Josefa Poppa. Nosił się konserwatywnie, wkładając konwencjonalny codzienny ubiór burżułazji "czarny płaszcz i spodnie". Wyglądał do tego nieatrakcyjnie. Miał zapdnięte policzki, odbarwione zęby, "nieporządny wąs i czarny kosmyk oklapnięty na czole".

Co gorsza, nie radził sobie w relacjach.

Nie potrafił podtrzymać jakiejkolwiek przyjaźni i nigdy nie spotykał się z żadną kobietą. Wyróżniał go przede wszystkim bezmiar nienawiści. "Był skłócony ze światem - pisał August Kubizek, współlokator Hitlera sprzed kilku lat w Austrii. - Gdziekolwiek spojrzał, dostrzegał niesprawiedliwość, nienawiść i wrogość. Nic nie było wolne od jego krytycyzmu, nic nie znajdowało uznania w jego oczach...

piątek, 13 września 2013

Czasopisma: Znak || Numer 700.

Piątek trzynastego nie musi być dniem pechowym. Może być okazją na przykład do świętowania. Dajmy na to jubileuszu czasopisma "Znak".


Historia miesięcznika "Znak" to w sumie historia społeczna i kulturowa Polski po roku 1945. Przez dziesięciolecia pismo było obowiązkową lekturą inteligencji, zwłaszcza tej zaangażowanej. Przed 1989 rokiem można było tu przeczytać teksty Karola Wojtyły, Józefa Tischnera, Anny Świderkówny, Tadeusza Gadacza, Ryszarda Kapuścińskiego, Leszka Kołakowskiego, Czesława Miłosza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Zbigniewa Herberta i wielu, wielu innych. Mocnym działem była eseistyka oraz dyskusje. Na przeróżne tematy. Nie tylko religijne.

Po 1989 roku pismo najpierw powoli, potem - gdy transformacja przyspieszyła - bardzo prędko zaczęło poszukiwać nowej tożsamości. Bo skoro nie opozycja to co?

czwartek, 12 września 2013

Jeden wiersz: Julia Hartwig

Jeszcze nie ma w księgarniach tomiku Julii Hartwig, ale ten dzień, 26 września, zbliża się wielkimi krokami. O nowej publikacji pisałem w osobnej notce TU.

Niedawno na fejsbukowym fanpage'u Julii Hartwig ukazał się jeden z wierszy, który trafi do zeszytu "Zapisane" (a5, 2013).

Nic dodać, nić ująć.

środa, 11 września 2013

Lektura wymagająca: Henryk Markiewicz || przełom XIX i XX wieku

Karola Irzykowskiego zna garstka dobrych i pilnych studentów filologii polskiej. Odnoszę wrażenie, że prof. Henryka Markiewicza też. A tymczasem rezultaty tego połączenia bywają bardzo pouczające. Czego przykładem "Czytanie Irzykowskiego" (Universitas, 2011).


Karol Irzykowski żył na przełomie XIX i XX wieku. Należał do elity krytyków literackich w Polsce. Zajmował się jednak także filmem. Co było ewenementem wówczas - kino należało do młodych sztuk i przez to nie było zawsze szanowane przez wyniosłych ponad doraźności profesorów.

Ale grał też Irzykowski w szachy. I był ponoć w tym niezły.

Prof. Henryk Markiewicz z kolei to legenda polonistyki krakowskiej. I nie tylko krakowskiej. Pisałem o nim zresztą wiele razy, przy różnych okazjach. Tu czy tam. Aby wyobrazić sobie, jakiej klasy to człowiek, trzeba byłoby użyć tu wielu metafor, które i tak pewnie w pełni nie określiłyby błyskotliwości, przenikliwości i rzetelności prof. Markiewicza. W każdym razie w Internecie takiej wiedzy, jaką ma ów polonista, nie znajdziecie. Wikipedia może się schować. Przynajmniej jeśli chodzi o literaturę.

Książka "Czytanie Irzykowskiego" to zbiór kilku artykułów, jakie o krytyku z przełomów wieku napisał Markiewicz. Nie da się ich czytać po kolei, od razu powiem, ale dzięki temu właśnie mogłem lekturę książki rozpocząć od tekstu "Szachy i majcher". Sami przyznacie, że tytuł ma w sobie magnes. Tekst jednak, wbrew tytułowi, w małym stopniu omawia pasję Irzykowskiego, za to prezentuje pasję inną, może nawet gorętszą: polemiczną. Oto Irzykowski na kartach tego artykułu kłóci się, mówiąc trywialnie, z Antonim Słonimskim.

wtorek, 10 września 2013

François Amédée Doppet: Afrodyzjak zewnętrzny... || po dwie uncje wyciągu

Na początku zaznaczyć powinienem, że dziełko, które przedstawiać będę, opublikowane zostało anonimowo. Dlaczegóż? Ano dlategóż, iż do sprośnych tekstów zaliczyć go należy. Nieprzyzwoitych. Swawolnych. Zboczonych, wreszcie też. Mowa mianowicie o "Afrodyzjaku zewnętrznym" (słowo/obraz terytoria, 2012).






We wstępie do dziełka czytamy tak:


W pierwszym rozdziale opowiem o wpływie flagellacji na fizykę miłości. W drugim wyjaśnię, w jaki sposób biczyk skutki swoje wywołuje. Trzeci rozdział pokaże szczegółowo błędy popełniane w sztuce flagellacji.
Flagellacji? Cóż to jest właściwie?! Rzut oka do dobrego wuja google.pl przynosi odpowiedź następującą: "samobiczowanie, dewiacja parareligijna; biczowanie ciała, pośladków, ud, podbrzusza". Praktyka religijna? Ejże. Okładka raczej przeczy, by o świętości jakieś chodziło. Tu raczej bliżej do spraw diabelskich. Nie dla aniołków to lektura.

Czytamy bowiem tutaj o mężczyznach, którzy tracą temperament około lat trzydziestu, "a z czwartym krzyżykiem zupełnie dziadzieją". Potem o paniach, które o siebie dbają i zamieszkują w nowych "klasztorach kurtyzan, uczęszczanych nie mniej chętnie niż niegdysiejsze świątynie, równie bogato strojone". A potem też o "sięganiu po nowe odmiany rozkoszy".

Brzmi niepokojąco? No ba. Niepokojące to mało powiedziane. A im dalej w las... Ech, może nawet lepiej tych porównań unikać tu, bo metafory same się narzucają. Zwłaszcza że tekst nie pozostawia wątpliwości:

poniedziałek, 9 września 2013

Konkurs z Zygmuntem Miłoszewskim || 2 nazwiska

Tydzień z Zygmuntem Miłoszewskim dobiegł końca. Przynajmniej u nas. "Bezcenny", jak i pozostałe książki autora, pozostają jednak z nami. Garść dobrych wspomnień z Zakopanego i Kalatówek również.

Czas najwyższy na rozstrzygnięcie konkursu, w którym do wygrania były dwa egzemplarzy sensacyjnej powieści o rabunku "Portretu młodzieńca".

Przypominam, że pytanie brzmiało:

Gdzie urzędował Hans Frank jako generalny gubernator podczas drugiej wojny światowej?


Odpowiedź to oczywiście Wawel w Krakowie. Frank zamieszkał tu w kilka tygodni po inwazji Niemców na Polskę. Od 7 listopada 1939 Wawel zamienił się więc w oficjalną rezydencję generalnego gubernatora, który... czuł się chyba tu faktycznie niczym nowy król.

© NAC
© NAC




















Na maila wyliczanka@yahoo.pl dostałem ponad 50 poprawnych odpowiedzi. Spośród nich wylosowałem dwa nazwiska, do których przesłane zostaną egzemplarze książki "Bezcenny" Miłoszewskiego:

niedziela, 8 września 2013

Zygmunt Miłoszewski o Kalatówkach || 35 minut na piechotę

"Zawsze, kiedy szedłem w góry, mijałem Kalatówki z pewną pogardą. Prawdziwi turyści szli dalej, by spać obok spoconych kolesi. Miejsce, gdzie jest pościel, obrusy na stołach, nie było akceptowane przez prawdziwego turystę. Potem jednak, gdy szukałem dobrego miejsca do pracy, wylądowałem na Kalatówkach" - stwierdza Zygmunt Miłoszewski. Tam też właśnie rozgrywa się też kilka scen "Bezcennego", jego ostatniej powieści sensacyjnej. Znacie?  Byliście? Kochacie?:)

© Googlemaps

Kalatówki, o których pisze i gdzie pracował Miłoszewski, mieszczą się na obrzeżach Zakopanego. Żeby się tam dostać, należy najpierw dotrzeć do Kuźnic (busem lub taksówką - ta druga z centrum miasta to koszt około 25 złotych), a potem na piechotę lekko pod górkę przejść około kilometra. Idziemy wyłożoną granitowymi kamieniami (miękka podeszwa, o obcasach ;-) nie mówiąc - odpadają) Drogą Brata Alberta. Przybliżony czas przejścia trasy z Kuźnic do hotelu to 35 minut. Tak przynajmniej przeczytamy na tablicach turystycznych.

Sam hotel usytuowany jest na niebywale urokliwej polanie, z której w słoneczny dzień rozciąga się taki oto widok:

© martinwoolf.blogspot.com

sobota, 7 września 2013

Ręce w kieszeniach

Na Kalatówkach w Zakopanem trwa wojna. No, powiedzmy. Bo wojna to kostium, który posłużył Zygmuntowi Miłoszewskiemu w książce "Bezcenny" za punkt wyjścia do opowiedzenia sensacyjnej historii.  

Kalatówki
(c) Piotr P. / Foter / CC BY-NC-SA

Wojciech Szatkowski, historyk sportu związany z Zakopanem, opowiadał na Kalatówkach o historii miasta.

>> Wraz z budową kolejki na Gubałówkę czy hotelu na Kalatówkach Zakopane stało się kurortem na skalę światową.

piątek, 6 września 2013

Dominique Loreau: Sztuka sprzątania || niektóre ważą tylko 2 kg

Jesień to czas porządków. W ogóle. Tych życiowych też. Ale warto zacząć od najbliższego otoczenia. Dosłownie. O tym między innymi traktuje książka Dominique Loreau "Sztuka sprzątania" (Czarna Owca, 2013).






Oto jedno z pierwszych zdań tej książki. Porządkujących, nomen omen, całość późniejszej lektury:

W życiu toczącym się w coraz szybszym tempie, w którym głębsze wartości są coraz częściej odrzucane na rzecz społecznego wizerunku, sprzątanie może stanowić prawdziwą terapię.

Sprzątnie terapią? Powiedzcie to leniom. I tym, którym terapia kojarzy się z czymś najgorszym na świecie. Parskną śmiechem.

Może dlatego też Loreau, która spędziła mnóstwo czasu w Japonii i tam uczyła się specyficznej kultury, proponuje, by zacząć porządkowanie od głowy. Od tego, by zbudować sobie pozytywny obraz. Zapanować nad własnym życiem. Prowadzić je zrównoważone. Odbudować zasady energii witalnej.

Sprzątanie nie musi przecież być czymś złym. Czasem zresztą więcej narzekamy niż robimy. "Nierobienie tego, co powinniśmy zrobić - oto prawdziwa strata czasu" - głosi jeden z podrozdziałów tej książki. Ważny jest rytm. Istotna też jest rutyna. Ona wcale nie musi być monotonna. Automatycznie wykonywana czynność nie musi być gorsza. Poza tym: litości, czy musimy się aż tak we wszystko angażować?

czwartek, 5 września 2013

Dwieście tysięcy bezpańskich psów

Podróży w literaturze i z literaturą ciąg dalszy. Jakoś tak się składa. No ale nie może być inaczej, skoro do moich rąk trafia prosto z drukarni "Bukareszt" (Czarne, 2013) Małgorzaty Rejmer.

Bukareszt nocą
(c) marcbi91 / Foter / CC BY-NC

Rejmer zrobiła duże wrażenie swoją powieścią "Toksymia" nominowaną do Nagrody Literackiej Gdynia. Od wydania książki minęło kilka lat, w międzyczasie autorka spędziła trochę czasu - prawie dwa lata - w Rumunii. Z fascynacji krajem i kulturą kraju zrodził się pomysł pisania doktoratu o kinie rumuńskim, a także książki o Bukareszcie. Książki pociągającej, ale i nie zawsze łatwej. Zupełnie jak miasto, bohater tekstu.
>> Bukareszt jest jak ciastka, które kupowałem zawsze w niedzielę dla mojej rodziny, gdy tam mieszkaliśmy. Niby czekoladowe i słodkie, ale z gorzką polewą. Bukareszt jest słodko-gorzki. Nie znajdzie się w nim łatwego piękna.

środa, 4 września 2013

Antonio Tabucchi: Podróże i inne podróże || brooklyński most, rok 1984

Lektura "Ogrodu wieczornych mgieł" nastroiła mnie podróżniczo. I w tych klimatach pozostaję, sięgając po "Podróże i inne podróże" (Czytelnik, 2012) Antonio Tabucchiego.


Podróż to piękna metafora życia, ale niektórym naprawdę przytrafia się życie jako podróż. Czego dowodem rzeczony Tabucchi.

Najpierw jest atlas. W dzieciństwie obiekt służący do podróży w wyobraźni. I od tego - nie bądźmy zaskoczeni - zaczyna Tabucchi. Potem, jak gdyby przeskok z dzieciństwa do dorosłości był natychmiastowy, jest już pociąg do Florencji. Piza, Paryż, Madryt i okolice. Barcelona, Kreta, Kair.Nowy Jork, Meksyk, Brazylia, Kanada. I co? Myślicie, że to wszystko? A skąd. To dopiero połowa. Bo mamy jeszcze Indie, Australię, Portugalię, Mongolię...

No dobra. Ja już mam zawrót głowy. Ale nie on. Nie Tabucchi.

wtorek, 3 września 2013

Tan Twang Eng: Ogród wieczornych mgieł || trzy z sześciu pokojów

Ta książka, od tego wypada w sumie zacząć, jest filmowa. Frazy i poszczególne rozdziały są tak odmalowane, że - jak to się mówi - dostrzegamy je oczyma wyobraźni. Oto, moi mili, Tan Twang Eng i "Ogród wieczornych mgieł" (Znak Literanova, 2013).


To historia fundamentalna, bo dotykająca dwóch najważniejszych tematów, jakie zawsze chce podjąć literatura: miłości i śmierci. Oraz także, dorzućmy trzeci, sprawiedliwości. Czy może raczej uczciwości.

Dwójka bohaterów godzi się ze swoją samotnością. Umieją nawet z niej czerpać radość. Żyją. Drobiazgi i uważność, ale nie tylko, wypełniają ich dnie. Wszystko w specyficznym rytmie niedostępnym, ale bardzo uwodzicielskim dla nas, czytelników z krajów pośpiechu i konsumpcyjnej powierzchowności.

poniedziałek, 2 września 2013

Konkurs z W.A.B.: Zygmunt Miłoszewski || 1944

Na listach bestsellerów od początku wakacji natknąć się można na najnowszą powieść Zygmunta Miłoszewskiego "Bezcenny" (W.A.B., 2013). Prawie 500 stron dobrze napisanego thrillera. Po polsku. Da się? Da się.


Wszystko zaczyna się od hotelu na Kalatówkach. W Zakopanem. To pierwsza scena. Jest mróz, zima. Rok 1944. Roman Kłosowicz jest "jedyną nadzieją". Na co? Na wygraną walkę patriotyczną.

Kłosowicz to Polak z Poznania, który znalazł się na Kalatówkach nieprzypadkowo. Tu bowiem Hans Frank, gubernator, urządził weekendową rezydencję. Tu też Kłosowicz dostaje coś, co przypomina metalowy termos. A co w jego środku? Tego nie wie. Ale wie, że musi uciekać. I kiedyś przekazać TO Karolowi Estreicherowi z rządu w Londynie.

niedziela, 1 września 2013

Szczęśliwi i spokojni

Czterdzieści nowych wierszy przynosi tomik Julii Hartwig "Zapisane" (a5, 2013). Z pewnością będzie to jedno z najważniejszych wydarzeń poetyckich najbliższych miesięcy.

(c) whatsthatpicture / Foter / CC BY
Dostojna, jak zawsze, Dama Polskiej Poezji spogląda na nas z czarno-białego zdjęcia, które znalazło się na okładce najnowszego zbioru. Jakże symboliczna to poza! Poetka jest lekko odchylona w stronę księgozbioru, w ręku trzyma kolejną książkę. Wzrok zwrócony ku nam. Wyraźnie jakby chciała coś powiedzieć. Ale słowa będą płynęły w tym wypadku powoli. Bardzo powoli. I bardzo ostrożnie.